niedziela, 31 sierpnia 2014

Rozdział 4



Mia

Kafejka była do połowy zapełniona przez dzieciaki z naszej szkoły. Na zegarku wybiła już czternasta, więc Paula zaraz powinna się zjawić. Zastanawiałam się o czym chce pogadać… W głowie siedział mi tylko jeden pomysł. Nie miałam ochoty z nią dziś rozmawiać. W sumie nie miałam ochoty rozmawiać z kim kol wiek. Byłam zmęczona, źle się czułam, a dzisiejszy poranek z Kamile wyprał ze mnie wszelkie pozytywne emocje. Zerknęłam na drzwi, gdy do moich uszu dotarł dźwięk dzwoneczka wiszącego nad nimi. W wejściu pojawiła się czerwono włosa z ponurą miną. Nie będzie miło. Nerwowo poprawiłam się w fotelu, obserwując każdy ruch przyjaciółki. Paula zajęła miejsce naprzeciwko mnie i nim zdążyła otworzyć usta u jej boku pojawił się kelner. Młody blondyn z szerokim śnieżnobiałym uśmiechem  zapytał:
-Co panią podać? – Z kwaśną miną spojrzałam na szklankę soku pomarańczowego, stającą na szklanym stoliku.
-Ja nic, Paula?
-Latte macchiato – Odpowiedziała bez zastanowienia. Wiedziałam, że chce by chłopak już sobie poszedł. Uśmiech blondyna przygasł i odszedł by zrealizować zamówienie. Przyjrzałam się jej z uwagą.
-Biłaś się z kimś? – Spytałam, podnosząc szklankę do ust. Prychnęła z niesmakiem, siadając wygodniej.
-I owszem. Z twoją nową, ukochaną przyjaciółeczką. – Wyjaśniła z sarkazmem. Marszcząc czoło, zmierzyłam ja wzrokiem. Mówiła poważnie?
-Biłaś się z Leną? – Spytałam dławiącym się głosem. To była niedorzeczne i niemożliwe.
-Aż tak cie to dziwi? – Jej głos przesycony był kpiną.
-Myślałam, że się lubicie. – Mówiłam szczerze.
-Udajesz kretynkę? – Z odpowiedzą poczekałam aż blondyn postawi kawę przed Paula i odejdzie.
-O czym chcesz tak naprawdę pogadać? – Zapytałam ostro.
-A jak myślisz?
-Nie wiem. Oświeć mnie. – Byłam coraz bardziej wkurzona. Do czego to zmierzało?
Dlaczego ona, a nie ja? – Odważnie. – Dlaczego spadłam na drugi plan? – Zapytała patrząc mi w oczy.
-Potrzebowałam odmiany. – Odpowiedziałam bez zająknięcia.
-Odmiany? Co chciałaś odmienić ciągle chodzisz albo pijana, albo ujarana. Z Kamilem ci się nie układa. Wszystko jest po staremu, więc jaka to odmiana?! – Zacisnęłam usta w wąską kreskę.
-Ona praktycznie nie zna przeszłości… Z nią jest łatwiej.  – Szepnęłam.
-Mia! A ze mną jest trudno? Byłam przy tobie gdy twoja mama umarła! Byłam, gdy Kamil… Zrobił to co zrobił. Wspierałam cie. Znamy się tyle lat, a ty zamieniasz mnie na Lenę, bo ona o tym nie wie?! – W jej głosie dało słyszeć się niedowierzanie.
-Tak. Ona nie wie… I to jest ta odmiana. – Wyjaśniłam.
-M czego ty ode mnie oczekujesz? – Zapytała z nutą rozpaczy.
-Od ciebie już niczego. – Powiedziałam chłodno. Wiedziałam, że to głupie i że to co zaraz powiem zrobi ze mnie kompletną sucz, ale inaczej nie umiałam.
-Nie chcesz się już ze mną przyjaźnić? – Wyglądała na zaskoczoną.
-Mam już nową przyjaciółkę.  – Oznajmiłam i od razu tego pożałowałam. Paula była, jak moja siostra, ale chyba mnie to przerastało.  Byłyśmy zbyt blisko… A gdy ktoś jest zbyt blisko łatwiej mu cie skrzywdzić, a ja nie chciałam więcej krzywdy.

Stojąc na środku chodnika, dumnie uniosłam brodę do góry, choć chciałam zapaść się pod ziemie i wyciągnęłam telefon. Szybkimi kliknięciami wystukałam wiadomość:
Do: Łukasz
Potrzebuje działki.

Na odpowiedź nie musiałam czekać długo.
Od: Łukasz
Za 10 min. u mnie mała.

Z szerokim uśmiechem ruszyłam przed siebie. Usilnie  próbowałam wyrzucić z głowy dzisiejszy poranek i popołudnie i gdy stanęłam przed drzwiami do prowadzącymi do mieszkania Łukasza, wszystkie myśli się ulotniły. Do środka weszłam bez pukania, a drzwi, jak zawsze były otwarte. Chłopak stał na środku dużego salonu przed telewizorem z pilotem w ręku i skrętem w ustach. Był bez koszulki. Ciemne jeansy nisko zwisały na jego biodrach. Na mój widok uśmiechnął się łobuzersko.
-Cześć skarbie. – Wymruczał, przeskakując po kanałach.
-Witaj. – Podeszłam do blatu kuchennego i parałam się o niego wyzywająco.
-Ciężki dzień? – Rzucił pilota na szarą kanapę i zbliżył się do mnie.
-Jak każdy. Potrzebuje czegoś na rozluźnienie. Mrużąc oczy, położył dłonie na mojej pupie. Wciągnęłam z sykiem powietrze, wdychając jego ostry zapach. Na jego twarzy igrały cienie łagodząc mocno zarysowane linie szczęki.
-Na mnie zawsze możesz liczyć. – Musnął ustami moją szyje, jednocześnie wyjmując coś z szuflady.  Odsunął się i podał mi plastikowy woreczek z białym proszkiem. – Tylko nie przesadź. – Uśmiechnęłam się szeroko.
-Potrzebuje jakiejś karty. – Z rozbawieniem wywrócił oczami.
-Tam jest mój portfel. – Wskazał wyspę dzielącą salon i kuchnie. Kołysząc biodrami, czując na sobie jego wzrok podeszłam do szafek i chwyciłam jego czarny, skórzany portfel. Wyciągnęłam z niego kartę i uformowałam sobie jedną ścieżkę. Zerkając na niego, wciągnęłam namacalne zapomnienie.
-Niegrzeczna z ciebie dziewczynka. – Otarłam nos, zagryzając wargę.
-Wiem. – Szepnęłam. Jak drapieżnik zbliżył się do mnie i mocno mnie pocałował, rozchylając językiem moje usta.
-Moja mała, słodka diablica.
-Powiedziałabym raczej gorzka.
-Mylisz się.
-Skoro tak mówisz. – Chwycił mnie za biodra i uniósł  do góry. Instynktownie oplotłam go nogami w pasie, zatapiając się w jego pocałunkach.


Lena

-Podobało ci się? – Głos Adriana wyrwał mnie z rozmyślań o dzisiejszym wieczorze.
-Bardzo.  –odpowiedziałam szczerze. Zabrał mnie na naprawdę świetny koncert, a potem na romantyczny wieczorny spacer. W jego towarzystwie było jakoś łatwiej. Nic nie zaprzątało  mi niepotrzebnie głowy. Był tylko on. Może byłam głupia, ale miałam nadzieje, że Adrian czuł tak samo.
-Ja też się dobrze bawiłem – Szepnął, przyciągając mnie do siebie. – A teraz co?
-Hmm…  Zaskocz mnie. – Mruknęłam, chichocząc.
-Może pójdziemy do mnie? Rodzice wyjechali na weekend. Mamy cały dom dla siebie. Ugotuje nam coś. – Kusił. Zerknęłam na niego lekko zdziwiona. Uśmiechał się szeroko, a jego oczy błyszczały.
-Brzmi interesująco, ale obawiam się twojego gotowania.  – Zażartowałam. Zrobił naburmuszoną minę.
-Śmiesz wątpić w mój talent kucharski?
-Tak odrobinkę. – Z niedowierzaniem pokręcił głową i zaczął mnie łaskotać. Zaczęłam się śmiać i wierzgać w jego ramionach, czując na sobie wzrok przechodniów.
-Błagam, przestań! – Prosiłam, zanosząc się śmiechem.
-Przeproś za swe mylne wątpliwości. – Zamruczał mi do ucha, wciąż mnie łaskocząc.
-Przepraszam. – Wydusiłam z ledwością. Przestał natychmiast, ale nie wypuścił mnie z uścisku. Patrząc mi w oczy uśmiechnął się łobuzersko.
-Jesteś naprawdę śliczna, wiesz? – Zarumieniłam się, kręcąc głową. – Nie zaprzeczaj, bo znów zacznę cie łaskotać. – Zagroził.
-To szantaż. – Wyszeptałam, rozkoszując się jego dotykiem.
-Co poradzić? – Zamiast odpowiedzieć, złączyłam nasze usta w pocałunku. Jego uścisk stał się mocniejszy, a usta bardziej żarliwe. Nie wiem ile staliśmy tak na środku przejścia. Sekundy, minuty? Dla mnie mogłoby to trwać wieczni, ale w końcu to Adrian się odsunął.
-Powtórzymy to u mnie. Teraz mamy widownie. – Zachichotał, wskazując dwójkę dzieciaków, stających nieopodal.
-Nie mają wstydu. Tak się bezczelnie gapić? – Prychnęłam.
-Tak, też tego nie rozumiem. – Chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą.

Nie pierwszy raz byłam w domu Adriana, ale teraz czułam się zupełnie inaczej. Jak w bańce mydlanej, która miała zaraz pęknąć. Tego się obawiałam, że następnego dnia to wszystko pęknie i zniknie.
-Co jemy? – Spytał Adi, otwierając lodówkę. Usiadłam na szafce, wzruszając ramionami.
-Ty coś zaproponuj. – Zagryzając wargę, zaczął przeglądać zawartość szafek.
-Może coś zamówimy? – Spytał, patrząc na mnie żarliwe.
-A co z twoimi zdolnościami kucharskimi? – Zapytałam unosząc brwi do góry.
-Mogą zaczekać. – Szepnął i położył dłonie na moich udach.
-Po tym, jak mnie torturowałeś? O nie! – Uśmiechnął się szeroko i musnął nosem mój obojczyk.
-Nie bądź okropna. – Wymamrotał.
-Ja? Ja okropna? – Spojrzał mi w oczy, a mi odechciało się mówić i jeść.
-No dobrze. Ty nie możesz być okropna. Jesteś słodka, piękna, idealna. – Jeśli w taki sposób próbował zaciągnąć mnie to łóżka, to nieźle mu szło.
-Nie podlizuj się. – Wychrypiałam dziwnym niskim głosem.
-Nawet się nie staram. – Pocałował moją skroń, potem policzek, kącik ust, brodę drażniąc mnie tym okrutnie.
-Pocałujesz mnie w końcu? Wyszeptałam, gdy podążał ta ścieżką wciąż od nowa.
-Chcesz tego? – Ha! Głupie pytanie. Tylko tego w tej chwili pragnęłam. Złapał mnie w biodrach, unosząc do góry. Kierowana instynktem, oplotłam go nogami w pasie i wtedy mnie pocałował. Nie wierzyłam, że posunęłam się tak daleko na pierwszej randce!   Z łatwością wniósł mnie po schodach na gore. Z nim położył mnie na łóżku, cała płonęłam. Leżąc w miękkiej pościeli, obserwowałam, jak szybko ściąga koszulkę. Położył się obok mnie . Palcami zaczął błądzić po mojej rozgrzanej skórze. Zastanawiałam się czy chce pójść na całość.  Mogłam mu w ten sposób ufać? Zsunął ze mnie rajstopy i spódnice i po chwili byłam już w samej bieliźnie, a on patrzył na mnie, jak drapieżnik na swoją ofiarę. O tak, na pewno chce pójść na całość! Każdy jego czuł dotyk sprawiał, że przez skórę przechodził mnie miły prąd. Jak miałam mu powiedzieć, że nigdy tego nie robiłam? Wyjdę na kretynkę? Gdy wsunął rękę w moje majtki, zastygłam w bezruchu.
-Adrian… Zatrzymaj się na chwile. – Natychmiast przestał i spojrzał na mnie oczami, płonącymi z pożądania.
-Co się stało? – Spytał miękko. Wzięłam głęboki wdech, próbując uspokoić oszalałe serce.
-Wiesz… To mój pierwszy raz. – Jego niebieskie oczy, które były tera niemal granatowe, otworzyły się  szerzej ze zdziwienia.
-Naprawdę? – Lekko pokiwałam głową, czekając na jego reakcje. – Nie musimy tego robić, jeśli nie chcesz. – Powiedział po chwili. Odetchnęłam.
-Chce, ale chyba powinieneś wiedzieć. –Pocałował mnie w czubek nosa.
-Tak. Dobrze, że mi powiedziałaś. – Uśmiechnął się delikatnie. – Będę ostrożny, dobrze.
-Dobrze.
-Ufasz mi? – Zaskoczył mnie tym pytaniem, ale odpowiedziałam bez pewnie:
-Ufam.

Paula

Czy kiedykolwiek spodziewałam się usłyszeć takie słowa z ust przyjaciółki? Nigdy, ale powinnam. Każdy wie jaka jest Mia, jaka stara się być. Może problem tkwił, że ja wiedziałam co kryje się pod maską. Z westchnieniem przechyliłam butelkę, wlewając do ust paląca w gardło wódkę. Po co się nad sobą użalałam? Zamknęłam oczy wsłuchując się w odgłosy miasta. Potrzebowałam być teraz sama. Dochodziła już jedenasta w nocy, a mama dzwoniła tylko raz. Nie odebrałam. Z jednej strony cieszyłam się, ze daje mi tyle luzy, jednak z drugiej  było mi żal. Czy ktoś kiedyś się i mnie zatroszczy? Czy kiedykolwiek na to pozwolę? Michał w tej chwili pewnie wolałby mnie nawet nie znać. Pociągnęłam kolejny łyk, krzywiąc się na końcu. Kiedy to w końcu zacznie działać?
-Ciężki dzień co? – Z piskiem, podskoczyłam do góry na ławce.
-Kam, nie strasz pajacu! – Skarciłam go wzrokiem, ale on tylko uśmiechnął się i usiadł obok mnie. Nie wyglądał najlepiej.
-Nie powinnaś siedzieć sama po nocy w parku. – Powiedział, wyjmując z mojej reki butelkę.
-Nie chrzań… Ty chyba też nie miałeś zbyt udanego dnia. – Z posępną miną pokiwał głowa i pociągnął łyk.
-I owszem. Co się stało rudzielcu? – Mimo wszystko uśmiechnęłam się, wywracając oczami.
-Nic specjalnego. Mia oświadczyła, że nie chce się ze mną już przyjaźnić.
-Suka. – Wybuchnęłam śmiechem.
-I tak ją kochasz, co? – Westchnął, siadając wygodniej.
-To nie ma sensu. – Szepnął.
-A kto mówił, że miłość ma sens? – Posłała mi rozbawione spojrzenie.
-Miłość jest do kitu. – Uściełam jego dłoń.
-Nikt nie mówi, że nie.
-Dlatego nie ma tu z tobą Michała? – Westchnęłam.
-Nie wiem czemu on się tak zachowuje, przecież wie jaka jestem.
-Może problem polega na tym, ze wcale cie nie zna.. – Pokręciłam głową.
-To niedorzeczne. Spędzamy ze sobą dużo czasu.
-Na seksie, całowaniu i piciu?
-Może. – Powiedziałam z miną niewiniątka.
-Sama widzisz.
-Nie udawaj mądrego. – Zaśmiałam się, szturchając go w ramie.
-Ależ ja wcale nie udaje. – Zrobił poważną minę, ale zaraz wybuchnął śmiechem,.
-Jaasane. – Uśmiechnęłam się szeroko, watując się w niego. Z jednej tony był taki prosty, tak łatwo się z nim gadało, z drugiej był tak skąp likowany, że nie wiadomo co tak naprawdę myśli w danej chwili. Znaliśmy się tyle lat, a ja wciąż nie mogłam go rozszyfrować. W sumie tak naprawdę cała nasza paczka, nie znała się za dobrze. Rzadko rozmawialiśmy o swoich problemach i każdy miał mnóstwo tajemnic.  Czy my w ogóle byliśmy przyjaciółmi?
-Czemu tak na mnie patrzysz? – Spytał przyciszonym głosem.
-Jak? – Mój głos był lekko zachrypnięty.
-Jakbyś rozwiązywała zagadkę tego świata. – Z sykiem wciągnęłam powietrzem gdy nachylił się w moją stronę. – O czym myślisz? – Na jego ponętnych ustach błąkał się łobuzerski uśmieszek. Oddychaj, nakazywałam sobie w myślach. Czemu czułam się tak dziwnie w tej sytuacji? Przecież nic nas nie łączyło. Kochałam Michała, a jednak czułam dziwne przyciąganie do czarnowłosego.
-O tym, że chce cie pocałować. – Wypaliłam, zanim pomyślałam co mowie.  Co ty robisz kretynko?! Jego oczy pociemniały.  Wypił resztę wódki i odrzucił butelkę na bok. Ujął moją twarz w chłodne dłonie.
-No to na co czekasz? – Brzmiał tak kusząco.
A co z Mia? Z Michałem?
-Nie ma ich tu prawda? – Oblizałam suche wargi, kiwając głową. Zapewne będę tego żałować, ale niczego innego nie pragnęłam tak bardzo w tej chwili, jak zasmakować jego warg. Wzięłam głęboki oddech i w końcu go pocałowałam. Czułam się, jakby w środku eksplodowała. Zwinnym ruchem usiadłam na jego kolanach, pogłębiając pocałunek. Chciałam przestać, ale… Gówno prawda. Wcale nie chciałam przestać. Jego dłonie na moim ciele, parzyły skórę.
-Kurwa. – Szepnął i odsunął się nieznacznie. Uderzyła we mnie zimna świadomość tego co zrobiłam. Zeskoczyłam z niego z przerażeniem.
-Mój Boże…
-Co?
-To…
-To nie powinno się stać, co? Pewnie mam nikomu nie mówić. – Powiedział ze zbolałą mina.
-Kamil… - Co miałam powiedzieć? Kurwa! Kurwa! Kurwa!
-Jasne, rozumiem. – Już ni nie dodając, puściłem się biegiem w stronę domu.

Adrian

Nie tak planowałem ten wieczór. Naprawdę nie chciałem zaciągnąć jej do łóżka. Nie tak od razu, ale samo tak wyszło. W tej dziewczynie było coś co nie pozwalało mi jasno Myślec, a z każdym dniem chciałem być bliżej niej.  Nie chodziło już o głupi zakład z Mią, chodziło o znacznie więcej. Chyba się w niej zakochałem. Z cieniem uśmiechu na ustach spojrzałem na Lenę. Leżała wtulona w moje ramie, pogrążona we śnie. Chciałem zatrzymać czas. Z żadną dziewczyna nie czułam się tak, jak zniżą. Przymknąłem oczy i odetchnąłem głęboko. Byłem blisko uśnięcia , ale huk zamykanych się drzwi na dole, sprawił, że poderwałem się do góry. Narzuciłem na siebie jeansy i zbiegłem na dół. W salonie ktoś się kłócił.  Czujnie podszedłem do bliżej i stanąłem oniemiały.
-Co wy tu robicie? – Spytałem wściekle, zerkając na rodziców.
-Mieszkamy. – Warknęła mam, z obrażona miną siadając na kanapie.
-Mieliście spędzić romantyczny weekend nad jeziorem, czyż nie? – Spytałem sarkastycznym tonem.
-Twojej matce nie podobał się domek. – Wyjaśnił ojciec z poirytowaną miną. Z niedowierzaniem, wzniosłem ręce do góry.
-Co kurwa?!
-Wyrażaj się. – Zgaiła mnie matka.
-Żartujecie sobie?
-Przestań dzieciaku tak się unosić. – Zgrzytałem zębami, zaciskając dłonie w pieści. Otwierałem usta by już coś powiedzieć, ale ze strony schodów dobiegł nas głos Leny.
-Adrian co się stało? – Błagam. Błagam niech będzie ubrana.
-kto to? – Spojrzenie mamy mogło w tej chwili zabić. Lena stanęła u mojego boku, a gdy dostrzegła rodziców, oniemiała ze zdziwienia i zrobiła się czerwona na twarzy. Miała na sobie moją koszulkę. Przynajmniej to.
-Mamo to Lena. Pamiętasz? Kilka razy była u mnie ze znajomymi… - Zacisnąłem usta w wąską kreskę, gdy dostrzegłem wyraz jej twarzy.
-Dzień dobry. – Wydukała Lena.
-Dzień dobry. = Odpowiedział tata, który wyglądał jakby miał zaraz wybuchnąć, ale ze śmiechu. Też chciałem się uśmiechnąć, ale wzrok matki mnie powstrzymał.
-Adrian nie mówiłeś, że masz dziewczynę… I ze ją do nas spraszasz. Na noc. – Wykrztusiła mama.
-No cóż. Tak wszyło. Myślałem, ze was nie będzie. – Wyjaśniłem trochę speszony. Lena kurczowo trzymała się mojej ręki , nic nie mówiąc i uciekając przed wzrokiem mojej mamy.
-No dobrze… Hmm, pogadamy o tym rano. – Z wdzięcznością spojrzałem na tatę i szybko zabrałem Lenę na górę
-Przepraszam. – Powiedziałem zamykając drzwi.
-Boże co za wstyd. Miałam ochotę zapaść się po ziemie. Twoi rodzice teraz na pewno mnie nie polubią. – Mówiła gorączkowo, chodząc po pokoju. Ta dziewczyna była niesamowita. Uśmiechnąłem się szeroko i zatrzymałem ją łapiąc za rękę. Przyciągnąłem ją do siebie.
-Nie przejmuj się. Mój tata już cie lubi, a mama… Ona lubi tylko siebie. – Wybuchnęła śmiechem.
-Nie usnę teraz.
-A kro powiedział, że musimy spać? – Spojrzałem na nią znacząco.
-Nie wierze, że chcesz to robić, gdy twoi rodzice są na dole!. – Zachichotała i przytuliła się do mnie.
-No wiesz, jak będziesz za głośno, to zatkam ci czymś usta. – Z łobuzerskim uśmieszkiem, podniosłem ją do góry.
-Jesteś niemożliwy.
-Wiem. – Pocałunkiem skończyłem tą rozmowę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz